Noworodkowa sesja rodzinna to częściowo odpowiedź na pytanie: „A co, jeśli nie dojedziesz na czas?”. Gdy umawiam się z rodziną na reportaż z porodu, pada ono zawsze. Ta sesja to też miały być zdjęcia z narodzin, lecz koronawirus pokrzyżował nam plany. Hani i Maćkowi – te dotyczące porodu, mnie tylko zdjęciowe. A że wiem, co, jeśli zdjęć podczas porodu nie będzie – z dowolnej przyczyny, spotkaliśmy się po narodzinach malutkiego Leosia.
Niedawno, projektując fotowydarzenie z wernisażem wystawy „Zapraszamy do domu”, uknułyśmy termin nieprzemocowej fotografii. To sesja, podczas której bohaterowie zdjęć stają się bohaterami, nie są uprzedmiotowiani mechanicznymi komendami fotografa. O tym jest dokumentalna sesja rodzinna w każdym momencie wspólnej pracy.
Praca z tą rodziną była spełnieniem moich marzeń: nikt nie powiedział do synka: „bądź grzeczny, bo przyszła pani fotograf”. Bruno cały czas był sobą, był w pełnym kontakcie z rodzicami, otwarcie komunikował swoje potrzeby. Gdy zaplanował dokończyć konkretną zabawę przed częścią pozowaną, odłożyłam aparat i poszłam mu potowarzyszyć. Nie było ani grama spiny, ani grama animacji i prób przekupienia dziecka na swoją stronę. Był pełen flow, spokój oraz otwartość na to, że zdjęcia potoczą się w jakąś konkretną stronę. Każda była właściwa.
Zdjęcia pamiątkowe pozowane proponuję prawie zawsze, nie stanowią one jednak clue spotkania. Tym razem Maciek nazwał je zdjęciami rodziny Addamsów i przynaję, że to skojarzenie mnie ujęło, raz, humorem, dwa, bliskością prawdy…
Przez większość spotkania Bruno śmigał na golasa, więc moje ulubione kadry pozostaną prywatną własnością rodziny oraz moim marzeniem o publikacji rodzinnych fot życia 🙂
Oto, co jeszcze wynikło z naszego spotkania, poniżej: Hania, Maciek, Bruno, Leon i Floki.

























